poniedziałek, 8 marca 2010

Tramwaje

Wszyscy narzekają, że tramwaje się psują. Oczywiście, że się psują. Normalne. Z tym, że aby odpowiedzieć sobie na pytanie: „czemu się psują” trzeba wiedzieć, czym są tramwaje.

Wiecie, skąd są tramwaje? Tak, dobrze, z Rosji. Tramwaje otóż rosną na Syberii. Duża plantacja jest koło Irkucka na ten przykład. Te tramwaje się kosi. Normalnie, idzie się z sierpem i się ścina tramwaj. Trzeba uważać, podchodzić tylko z sierpem, jak zetnie się kosą, to tramwaj może się psuć. Przy tym pamiętać należy o zabezpieczeniu się i wbiciu pali z fludrami, jak na wilki, dookoła tramwaju. Po wszystkim trzeba dbać o ten tramwaj, trzymać go w doniczce, każdy osobno, podlewać olejem co dziesięć lat, no, przynajmniej co osiem.

Tymczasem, w Związku Radzieckim jak to w Związku Radzieckim – wiadomo, masówka. Nie dość, że wielkie plantacje robili, to jeszcze kombajnem kosili te tramwaje. Porównajcie sobie, sierp a kombajn. Nie ma bata, tramwaje się psują, bo są źle koszone były. Po ścięciu ładowali je w snopki, ustawiali, snopowiązałką wiązali za pantografy i tak zostawiali na kilka dni, potem rozdzielali: „ten damy Polakom, ten Czechosłowakom, a ten Niemcom, niech im się psują.” No sami powiedzcie, też byście się psuli, jakby was kombajnem kosili i tak traktowali. Z tym, że człowiek nie ma jak się popsuć, a tramwaj ma pełno przekładni, wałów, osiek, co tylko dusza zapragnie.

Dlatego potem je zmodyfikowali genetycznie. Tak, tak, jeździmy zmodyfikowanymi genetycznie tramwajami. Po wielu próbach usunięto z nich kierownice, bo to kierownice się najczęściej psuły. Pokombinowali, DNA poprzestawiali i bach! Mają takie pokrętełko zamiast kierownicy. Ale i tak jest co psuć. Gdyby chociaż trzymali te tramwaje jak należy, w doniczkach, gdyby je porządnie podlewali. Ale nie, trzymają w zajezdniach, wszystkie razem, na deszczu – nie ma dziwne że się psują. I będą się psuć!

Czy z kolei gitary. Z gitarami jest podobnie. Otóż gitary rosną w Chinach. Dwa razy do roku, w kwietniu i w październiku, chłopi chińscy wychodzą z maczetami, mach-mach, gitary pościnane, ładują je wszystkie na ciężarówki i rozwożą – do Hongkongu, na Filipiny, do Malezji – tam wkładają w to przetworniki, malują i wysyłają dalej w świat, na sprzedaż. Oczywiście dotyczy to tylko elektrycznych. I ludzie myślą, że to podróbki, gówno prawda, to po prostu Rhododendron Guitarus Chinense, chińska odmiana różanecznika. Wyhodowali sobie kilka odmian: Ibanesus Vulgaris, Fenderis Telecaster, Gibsonia Esgius. Owa skądinąd bujna i pasjonująca roślinność do złudzenia swym kwiatostanem przypomina znane marki gitarowe. Stąd te pomyłki i określanie gitar podróbkami, ale sami powiedzcie, czy to się nie opłaca? No, kurwa, opłaca się, jakby mi w ogrodzie wyrosło drzewko gitarowe to też bym ścinał i sprzedawał. Choćby za pół ceny, i tak byłbym do przodu.

Jak wspominałem, to dotyczy elektrycznych. Klasyczne rosną to tu, to tam, należą jednak do innego gatunku, Passiflora Guitaria Orientale. Najlepsze rosną na południu Hiszpanii, w odmianie Alhambra. Ale wiadomo jak to jest, rejon turystyczny, gdzie ci będą na wielką skalę hodowali marakuje gitarowe, tak łatwo nie jest, tylko kilka małych plantacji. Dlatego takie to drogie, bo Passiflora ma to do siebie, że pięknie brzmi, więc od najdawniejszych czasów właśnie owej rośliny wykorzystywano do produkcji gitar. Dopiero po Andresie Segovii zaczęli produkować inne gitary, bo się instrument zrobił popularny i roślinka była bliska wyginięcia.

Następnym razem dowiecie się o tablicach szkolnych i o autobusach. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz