sobota, 24 września 2011

Wakin'

Budzisz się.

Powoli otwierasz oczy.

Próbujesz się podnieść, ale nie masz siły.

W pokoju jest dość ciemno, niewiele widać - mimo to rozglądasz się leniwie. Z wolna robi się coraz jaśniej, najwyraźniej obudziłeś się tuż przed świtem. Pokój, w którym leżysz jest czerwonawy, może lekko pomarańczowy, w każdym razie, utrzymany w ciepłych barwach. W dalszym ciągu nie możesz wstać. Nie pamiętasz, co działo się wczoraj, najwyraźniej niesamowicie się zmęczyłeś, nie czujesz zupełnie ani rąk, ani nóg. Zrezygnowany zamykasz oczy i wpadasz w półsen.

Budzisz się.

Obudziła cię kropla, która spadłą ci na czoło. Chcesz ją wytrzeć, ale nie możesz podnieść ręki. Za chwilę spadła kolejna, kolejna i jeszcze jedna, i jeszcze. Czerwone. Gwałtownie otwierasz oczy. Nad tobą wisi żyrandol z czterech rąk, urwanych w łokciach. Krwawiący. Tętno skacze. Rozglądasz się nerwowo. Leżysz na łóżku z ludzkich kości, okrytym ludzką, świeżą jeszcze, skórą. Cały pokój wydaje się wyłożony ludzkimi szczątkami, wszystkie krwawiące, śliskie. Teraz już wiesz, czemu nie możesz się podnieść - twoje kończyny leżą obok łóżka. Serce wali ci jak blackmetalowa perkusja. I teraz wytężasz słuch. Słyszysz powolne, ciężkie kroki, jak wchodzenie po schodach. Zbliżają się. Zapada ciemność.