wtorek, 23 marca 2010

Co się stało?

Kurwa. Jednak nie przestawiłem. Czyli 12.30. Czas zebrać się w sobie. Uprzątnąłem pokój, wrzucając wszystko do szafy. Kolejne pół godziny w popłochu szukałem zeszytu. Znalazłem go wreszcie pod pralką. Długopisu nie szukałem długo, prawie od razu znalazłem go w lodówce, między masłem a serem. Co prawda, zanim zaczął pisać to zapomniałem, co chciałem napisać, ale grunt, że znalazłem. Muzyczny odtwarzacz zaczął grać rytmy jakby bardziej swojskie jakby. Chociaż nie, swojski był tylko tekst, rytmy i muzyka ogólnie była jakimś kakofonicznym miksem.

Co się stało z naszą klasą? -
Pyta Adam w Tel-Avivie.
Rozjebała ją rakieta
Wystrzelona przed pościgiem.


A no tak. To już wiem kto, co i czemu lubię ten utwór. Kawałek. W sumie lubię większość. Muzykę lubię. Nie ma dla mnie znaczenia, choć potrafię wychwalać pod niebiosa geniusz tego czy owego kompozytora Muzyki przez duże eM, czyli klasycznej, to za pięć minut dobre elektro może mi rozkurwiać sufit, by za chwilę ustąpić bluesowi, któren upadnie pod naporem terrorcore. Muzyka jest jedynym pięknem na tym świecie. Jedyną rzeczą, dla jakiej warto żyć, dla jakiej warto zginąć. Na pogrzebie zagrajcie mi czwartą część „Nowego Świata”. Muzyką da się wyrazić wszystko, muzyką da się opisać każdy element świata. For the Music is your only friend. Tak, zdecydowanie until the end. Nic nie zmieni tego faktu, choćbyście morze wypili, góry zjedli, a ogniem się zadławili. Koniec, Muzyka.

Cała klasa w strzępach leży
Trafiona z helikoptera.
Tu są ziemie Izraela,
Nic nie waż się siać tu i niczego nie zbieraj.


Stałem więc z zeszytem w ręce lewej a długopisem w prawej, starając sobie przypomnieć, co chciałem stworzyć. Chyba nic. Chyba chciałem tylko zapisać jakąś przemądrą myśl. Tak mądrą, ze aż zapomniałem, co to było. Chyba jestem prokrastynatą. Prokrastynacja. Straszne słowo. Okropnie bliskie „kastracji”. A znaczy w sumie to samo, bo niemożność działania. Potworne uczucie, wynajdywać sobie setki zajęć, byle nie robić tego, co ma się robić. Tu zresztą byłoby pół biedy, problem w tym, że jednocześnie człowiek zdaje sobie sprawę, że marnuje czas. Że zamiast tworzyć coś produktywnego, zapisuje bzdurne wywody o tramwajach na Syberii tudzież innych, kompletnie nikomu nie potrzebnych rzeczach celem nierobienia prezentacji maturalnej.

Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
Wrogów poszukam sobie sam.
Dlaczego, kurwa mać, bez przerwy
Poucza ktoś w co wierzyć mam?


Hm. Jakby się zastanowić, niegłupie. Pan Andrzej śpiewał niegłupią piosenkę. Ta myśl wprawiła mnie w lekką zadumę połączoną z melancholią nie bez lekkiej nuty wesołości wszakże. Czymże jest jednak wesołość? Niczym nie jest, jest ulotna, efemeryczna jak sam skurwysyn. Nic pewnego na tym świecie. No, dobra, jest śmierć. Ona nie jest efemeryczna. No i muzyka, też zostaje. ALE. Śmierć. Nic poza nią, niestety. Czy może na szczęście? Write in comments, there’s a link on a dubillydoo.

Myślisz może, że więcej coś znaczysz
Bo masz głowę, dwie ręce i chęć?
Twoje miejsce na ziemi tłumaczy:
Zaliczona matura na pięć!


Kiedyś nie lubiłem tej piosenki. Do czasu, gdy matura zawisła nade mną i poznałem, jakimż jest gównem. I do niczego niepotrzebna, choć potrzebna do wszystkiego. Borze ty mój zielony. Wiosna. Wiosna nadeszła i duch mój uciec chce do tych pól zielonych, do tych lasów ciemnych kędy gdzieniegdzie przemykają jeszcze duchy dawnych dni. Ku-rwa! Nie ma tych lasów już przecież! Rozjebane, wszystkie! Co do jednego je zniszczyli. Powycinali, zaśmiecili. Kiepsko.

Była już godzina szesnasta. Ja wciąż nie zjadłem obiadu, wciąż stałem to tu, to tam, wciąż robiłem nic. Niestety, nie było to Nic. Bo zrobić Nic, Nicość doskonałą to nie takie proste. Tak, ta fraza jest ściągnięta z Lema. Totalnie. Bo kocham Lema i czytać. Jednakowoż dzień ten miał się już ku końcowi, a ja patrzyłem tępo na zbity kilka godzin temu kubek nie mając nawet pomysłu co z nim zrobić. Awruk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz