wtorek, 9 marca 2010

Autobusy.

W Chinach to, w Rosji tamto. Prawdziwe bogactwo naturalne ma jednak Mongolia. W Mongolii bowiem są autobusy. Owszem, autobusy są dość powszechną formacją roślinną, jednak najlepsze rosną w Mongolii. Tylko, że z autobusami jest problem, bo tylko jeden na dziesięć rośnie z pestką. Znaczy się, silnikiem. Dlatego aż do dziewięciu należy ów silnik dołożyć. Nie może to być jakiś tam zwykły silnik, nie, nie, to musi być silnik adekwatny.

Zazwyczaj silniki występują w dużych skupiskach, tuż pod powierzchnią ziemi. Jednakże gospodarka rabunkowa z pierwszej połowy dwudziestego wieku spowodowała, po pierwsze, wyczerpanie znacznej ilości tego zasobu, po drugie, cwane bestie się przeniosły głębiej. „Nie, kurwa, nie damy się wydobywać i wsadzać do Ikarusów” – tak powiedziały. To było w okolicach Tajsziru w pięćdziesiątym drugim – no i przeniosły się na dwieście metrów w głąb, trzysta – ale niektóre zdążyli szybciej złapać i teraz tworzą syntetyczne. Dlatego takie tanie. Od 1952 roku silniki są produkowane, a nie wydobywane. Pamiętam, bo to było tego samego lata, co otwieraliśmy pierwszą kopalnię prądu w Mongolii. Nie wiem czy wiecie, ale elektrownie to tylko taki pic na wodzie. W rzeczywistości prąd wydobywa się w kopalniach. Normalnie, w pokładach bazaltu i granitu leży sobie spokojnie prąd i tylko czeka aż go ktoś odkopie i złapie. Ewentualnie na pustyniach, choć mniej efektywny.

Zaczęli z tym prądem Egipcjanie. Można się śmiać, ale tak naprawdę odpowiedzcie sobie sami: po co im niby była Nubia? Bo prąd. Nie ma innej odpowiedzi: faraonowie podbili biednych Nubijczyków, stłamsili, wgnietli w ziemię i kazali im kopać prąd. A poprzedni właściciele nawet nie wiedzieli, że mają u siebie takie bogactwo naturalne. Zapytacie: „jasne, Egipcjanie, bez jaj, po co Egipcjanom prąd? Elektryczny, ma się rozumieć, w dodatku?” Otóż, zdaje się, im wtedy gorąco było. Mieszkali, naturalnie, w ciepłym kraju. Więc wiadomo: skąpe ubiory, białe szmaty na głowę i tak dalej. Tylko w jaki sposób wytrzymać w środkach transportu? W tramwaju, w metrze? A w biurach? W urzędach? Jeden z mądrych obmyślił więc klimatyzację, drugi odkrył prąd i frr! w Egipcie było OK.

Później jeszcze Tesla kombinował z tym prądem, ale on z kolei przekombinował. Bo chciał prąd, który już był wydobyty wsadzić z powrotem do ziemi, żeby każdy mógł sobie korzystać. Niestety, nie ma cudownego rozmnożenia – jak on ten cały prąd zaczął wtłaczać w glebę, to w okolicy zaczęło go brakować – bo prąd raz wydobyty krąży po świecie. Więc do swojego eksperymentu musiał użyć prądu, który jakieś 1000, czy więcej lat wcześniej na światło dzienne wydobyli Dolinonilowcy. I nie dał nic w zamian – przez to wszelkie urządzenia elektryczne przestały działać. Ale Tesla był w porządku i mu odpuścimy, bo go lubię. Za to nie odpuszczę Chińczykom.
Widzieliście kiedyś tablicę szkolną? Nie tę nową, białą, tylko tę starą, zieloną? Głupie pytanie, wiem, widzieliście. A wiecie, z czego je robią? Nie wiecie? No to trudno. Takie wtrącenie to było.

Teraz Chińczycy. Jak wiadomo, Chińczyków jest w pizdu i jeszcze kawałek, co stanowi niemały problem dla rządzących, bo już nie ma czym tej masy karmić. I o ile w przypadkach przemysłowo rolniczych jest to przydatne – pole gitar skoszone w jeden dzień – to jednak problem żywnościowy jest znaczny. Pewnie, chłopi chińscy się cieszą, bo ostatnio dostali 100% podwyżki – z ćwierć miski ryżu dziennie do połowy – w dalszym ciągu jest to mało, a ludności przybywa. W związku z tym Zhongua wprowadziły przepisy dotyczące dzieci. Jedna para może mieć jedno dziecko. Logiczne, sami pomyślcie 1 = 1.

Jeśli dana para ma więcej niż jedno – no, dajmy na to, nie wyszło im coś, i zaszła kobiecina drugi raz w ciążę. Albo, nie daj Boże, urodziły się bliźniaki. Wtedy przychodzi odpowiedni urzędnik i dziecko zabiera. Losowo. Rzuca monetą, zdaje się. Te dzieci są zabierane do takiego wielkiego magazynu. Tam dobierane są w pary – przeciwna płeć, podobny wzrost i waga – następnie pakowane do drucianych klatek na tydzień. Po tygodniu wyjmują je z tych klatek, wsadzają do miksera, wysokiego na metr, wciskają przycisk „mus dziecięcy” i zastanawiają się: „Will It Blend?!”. Za każdym razem okazuje się, że tak. Wtedy biorą te dzieci, czy raczej mus, wlewają do formy, suszą, pakują i sprzedają na Zachód. To są właśnie tablice szkolne. Przyznajcie sami, cóż za barbarzyństwo! Zamiast dać reszcie Chińczyków do jedzenia! Z tego właśnie powodu Chińczykom nie odpuszczę.

Choć, jest jeszcze jeden powód. Chińska armia. Pomijam, że mają więcej żołnierzy niż wynosi cała populacja Polski, nie w tym rzecz. Słyszeliście o Kraju Ałtajskim? Tam, w miejscowości Kuria, urodził się słynny ogrodnik, Михаил Калашников. Odkrył on interesującą roślinę – Avtomatus Calasnikovus. Chińczycy upierdalają z niej magazynek i spust, a doczepiają dłuższy bagnet.

To się nie godzi.

3 komentarze:

  1. Jim, cokolwiek ćpasz przed tworzeniem tego - i tak chce mi się śmiać, kiedy to czytam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako przyszły wieki człowiek, powiadam: będziesz wielkim człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, ale że przecież, że nic :)

    OdpowiedzUsuń