środa, 29 grudnia 2010

Opo3

Gdańsk

Von Kniprode wiedział, że teraz szanse na przetrwanie są niemal równe zero. Z knowań niewiele wyszło. Owszem, na Śląsku było ciepło, nie gorąco jednak. Bulgotało, a miało wrzeć. Małopolska i Lubelszczyzna zaś co najwyżej pomrukiwały. Związane zostały trzy polskie armie, jednak dwie nacierały na świeżo uformowane i ekstatyczne państewko nad Zatoką Gdańską.

Triumwirat rozpadł się dwa dni temu, kiedy Smit i Apfelbaum (ale, cholernik, od razu wykorzystał okazję!) odcięli się od działań Armii i przygotowali do przeniesienia przedsiębiorstw. Tak przynajmniej oświadczyli Konradowi na naradzie. Pięć minut później znacjonalizowano Port Gdański i Gdańską Ropę, zaś poprzedni prezesi znaleźli się na niezwykle wygodnych stołach prosektoryjnych.

Teraz zmartwieniem była obrona. Na pochwałę zasłużyła obsada Malborka, która dosłownie anihilowała trzecią dywizję AW. Zamykając ją w zamku i wypuszczając staromodny gaz. Dzięki temu przejęto pełen sprzęt (bez piątej drużyny pancernej piątego plutonu piątej kompanii piątego batalionu piątego pułku piątej brygady trzeciej dywizji – czyli pięciu czołgów).

Obrońcy Nowego Dworu niestety takim czynem pochwalić się nie mogli. Miasto zostało zrównane z ziemią, zaś brygada piechoty – pogrzebana pod gruzami i spalona. Wyglądało to jak sygnał, informacja o losie Gdańska. Bez „chyba, że…”

Ten sam los spotkał mieszkańców i obrońców Tczewa. Kartuzy poddały się bez walki, takoż Wejherowo i Hel – mieszkańcom pozwolono na ewakuację, zaś obrońców – wymordowano. Armie rzeczpospolitej były coraz bliżej Gdańska, na wschodzie wkroczywszy już na Wyspę Sobieszewską.

Trzydziestego marca zniszczony bądź opanowany był niemal cały teren Wolnego Miasta. Niezależny został jedynie sam Gdańsk, któremu przedstawione zostało ultimatum. Do północy trzydziestego pierwszego marca niedobitki Armii Pomorze mają opuścić miasto i udać się na – oczyszczoną do gołej ziemi – Wyspę Sobieszewską, aby tam poddać się bezwarunkowo. W przeciwnym razie cały Gdańsk potraktowany zostać miał bombami zapalająco-burzącymi.

Von Kniprode nie myślał. Wzrok wbity miał przed siebie. Co chwilę przyspieszał kroku. Blade światło księżyca odbijało się w metalowych obcasach wysokich butów. Oddychał rytmicznie. Wiatr rozwiewając jego włosy i rozchylając poły skórzanego płaszcza nadawał całej postaci demoniczny wygląd. 

Rozchlapując kałuże i przecinając strugi deszczu skręcił w boczną uliczkę. Podbiegł do starych drzwi i zapukał. Drzwi uchyliły się i wszedł do środka. Przesunął rękę po czole ocierając je z wody, po czym wziął pochodnię ze ściany. Poszedł w stronę piwnicy. Zszedł po schodkach i przesuwał się wzdłuż starych beczek z winem. Na drugim końcu piwnicy znajdowały się kolejne drzwi, które wyprowadziły go na główną ulicę.

Była już późna noc, nieliczni ludzie obecni na ulicy ze strachem odsuwali się od niego. Dochodząc do rynku wysunął pistolet z rękawa. Podszedł do pomnika. Włożył lufę pistoletu w usta i nacisnął spust. Odgłos wystrzału zniknął w szumie deszczu, który jeszcze długo wypłukiwał resztki mózgu z roztrzaskanej czaszki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz