sobota, 24 września 2011

Wakin'

Budzisz się.

Powoli otwierasz oczy.

Próbujesz się podnieść, ale nie masz siły.

W pokoju jest dość ciemno, niewiele widać - mimo to rozglądasz się leniwie. Z wolna robi się coraz jaśniej, najwyraźniej obudziłeś się tuż przed świtem. Pokój, w którym leżysz jest czerwonawy, może lekko pomarańczowy, w każdym razie, utrzymany w ciepłych barwach. W dalszym ciągu nie możesz wstać. Nie pamiętasz, co działo się wczoraj, najwyraźniej niesamowicie się zmęczyłeś, nie czujesz zupełnie ani rąk, ani nóg. Zrezygnowany zamykasz oczy i wpadasz w półsen.

Budzisz się.

Obudziła cię kropla, która spadłą ci na czoło. Chcesz ją wytrzeć, ale nie możesz podnieść ręki. Za chwilę spadła kolejna, kolejna i jeszcze jedna, i jeszcze. Czerwone. Gwałtownie otwierasz oczy. Nad tobą wisi żyrandol z czterech rąk, urwanych w łokciach. Krwawiący. Tętno skacze. Rozglądasz się nerwowo. Leżysz na łóżku z ludzkich kości, okrytym ludzką, świeżą jeszcze, skórą. Cały pokój wydaje się wyłożony ludzkimi szczątkami, wszystkie krwawiące, śliskie. Teraz już wiesz, czemu nie możesz się podnieść - twoje kończyny leżą obok łóżka. Serce wali ci jak blackmetalowa perkusja. I teraz wytężasz słuch. Słyszysz powolne, ciężkie kroki, jak wchodzenie po schodach. Zbliżają się. Zapada ciemność.

sobota, 11 czerwca 2011

NDE

He used to sit aside the road
In his blue-white-red Buick
On his backseat he held a toad
And under legs a wooden stick

He sit like that for many years
Smokin' filthy cigarettes
Lookin' at the passing life
Thinking about nothing, just

Listenin' to what crickles near,
Waitin' for what was yet to come

N.D.E.!

One night, it was about eleven
He got outside that car
Went to some bushes to do what he needed
When he heard such a strange noise

He turned his body right away
And in a dirty moon glow light
He saw this truck, he couldn't say
He just stayed there and he cried

"It could've been me, it could've been me!
It should've been me, it should've been me."

N.D.E.!

His Buick lied there cracked in halves
Engine smoke mixing with haze
The truck which crashed burning slow
And the driver screaming loud

"You bastard, why'd you park right here?
Why didn't you sit in car?
Why do I have to burn alone?
And why do you just stand and cry?"

Then the driver cut his crap
With a very nasty sound
And his soul passed away
And his body turned to ash

So our hero went back home
And prepared himself a rope
Hanged himself in the living room
For the lack of any hope

N.D.E.!

środa, 23 lutego 2011

Quetzalcoatl

Na stare piramidy wznoszą się procesje
Magowie schodzą do ponurych kazamatów
Niejedną jeszcze ląd ten obejrzy agresję
Tonie teraz we krwi z okrutnych wojen kwiatów

Na drogach kół nie uświadczysz
Za to znajdziesz na ścianach -
Wiszą wielkie kalendarze
Wieszcząc świat na kolanach

Gdy Pierzasty Wąż powróci
W smoku z białymi skrzydłami
Do swej ziemi i swych ludzi
Z potwornemi zwierzętami;

Gdy świątynie swe nawiedzi
Błogosławiąc wierny lud
Sługów swoich wynagrodzi
I pokaże, kto jest Bóg.

Gdy Pierzasty Wąż powrócił
W smoku z białymi skrzydłami
Do swej ziemi i swych ludzi
Z potwornemi zwierzętami;

Gdy świątynie swe zbezcześcił
Gdy w pień wyciął wierny lud
Ogniem sługów swych popieścił -
Rzekł, że nie jest żaden Bóg.

Bogi nowe z sobą przyniósł
Stare zniszczył w czasie burz
Śmierć na krzyżu w górę wyniósł,
Ze świątyń zabrał złoty kurz.

Na stare piramidy wznoszą się procesje
I tłumy schodzą do ponurych kazamatów
Niejedną ląd ten zdążył zobaczyc agresję -
Tonie teraz w dywanach ułożonych z kwiatów.

Bzdura.

I am a Yellow Magnetic Star which surrounds Central Green Castle of Symbolization.
My guide be Yellow Self-existing Man.

I am opened for higher dimensions... and I am passing through the borders of Imagination.
I create Beauty and Harmony wherever I show.
On my right there sits Red Galactic Wanderer
On my left there is a Blue Guiding Force.

Through my life leads me White Rhythmic Mirror.

Welcome to my world!
Play and joy together with me.
I am Four hundred and forty... and four.


To dla p. Stachurskyego - niech nagra w tej wersji, a hejterzy pokochają, bo będzie po zagramanicznemu.

środa, 16 lutego 2011

Szfjećka

Szfjećka
Płomiennorozjażająco
Skacze Jutro będzie
Dzień też był
WczoRay. Jest-er dej?

Bej-Tuhaj.

Sensu zapisane bez słowa
Marudź co nie dzień.

Grama po co?
Tyka zegar.
Orto nocą -
Grafia nie gar.

              S
         N
     E
S

                                                                            Czy jakiś
?

                                   jest <=> istnieje
                                  -----------------------
                                          ococho

środa, 29 grudnia 2010

Opo3

Gdańsk

Von Kniprode wiedział, że teraz szanse na przetrwanie są niemal równe zero. Z knowań niewiele wyszło. Owszem, na Śląsku było ciepło, nie gorąco jednak. Bulgotało, a miało wrzeć. Małopolska i Lubelszczyzna zaś co najwyżej pomrukiwały. Związane zostały trzy polskie armie, jednak dwie nacierały na świeżo uformowane i ekstatyczne państewko nad Zatoką Gdańską.

Triumwirat rozpadł się dwa dni temu, kiedy Smit i Apfelbaum (ale, cholernik, od razu wykorzystał okazję!) odcięli się od działań Armii i przygotowali do przeniesienia przedsiębiorstw. Tak przynajmniej oświadczyli Konradowi na naradzie. Pięć minut później znacjonalizowano Port Gdański i Gdańską Ropę, zaś poprzedni prezesi znaleźli się na niezwykle wygodnych stołach prosektoryjnych.

Teraz zmartwieniem była obrona. Na pochwałę zasłużyła obsada Malborka, która dosłownie anihilowała trzecią dywizję AW. Zamykając ją w zamku i wypuszczając staromodny gaz. Dzięki temu przejęto pełen sprzęt (bez piątej drużyny pancernej piątego plutonu piątej kompanii piątego batalionu piątego pułku piątej brygady trzeciej dywizji – czyli pięciu czołgów).

Obrońcy Nowego Dworu niestety takim czynem pochwalić się nie mogli. Miasto zostało zrównane z ziemią, zaś brygada piechoty – pogrzebana pod gruzami i spalona. Wyglądało to jak sygnał, informacja o losie Gdańska. Bez „chyba, że…”

Ten sam los spotkał mieszkańców i obrońców Tczewa. Kartuzy poddały się bez walki, takoż Wejherowo i Hel – mieszkańcom pozwolono na ewakuację, zaś obrońców – wymordowano. Armie rzeczpospolitej były coraz bliżej Gdańska, na wschodzie wkroczywszy już na Wyspę Sobieszewską.

Trzydziestego marca zniszczony bądź opanowany był niemal cały teren Wolnego Miasta. Niezależny został jedynie sam Gdańsk, któremu przedstawione zostało ultimatum. Do północy trzydziestego pierwszego marca niedobitki Armii Pomorze mają opuścić miasto i udać się na – oczyszczoną do gołej ziemi – Wyspę Sobieszewską, aby tam poddać się bezwarunkowo. W przeciwnym razie cały Gdańsk potraktowany zostać miał bombami zapalająco-burzącymi.

Von Kniprode nie myślał. Wzrok wbity miał przed siebie. Co chwilę przyspieszał kroku. Blade światło księżyca odbijało się w metalowych obcasach wysokich butów. Oddychał rytmicznie. Wiatr rozwiewając jego włosy i rozchylając poły skórzanego płaszcza nadawał całej postaci demoniczny wygląd. 

Rozchlapując kałuże i przecinając strugi deszczu skręcił w boczną uliczkę. Podbiegł do starych drzwi i zapukał. Drzwi uchyliły się i wszedł do środka. Przesunął rękę po czole ocierając je z wody, po czym wziął pochodnię ze ściany. Poszedł w stronę piwnicy. Zszedł po schodkach i przesuwał się wzdłuż starych beczek z winem. Na drugim końcu piwnicy znajdowały się kolejne drzwi, które wyprowadziły go na główną ulicę.

Była już późna noc, nieliczni ludzie obecni na ulicy ze strachem odsuwali się od niego. Dochodząc do rynku wysunął pistolet z rękawa. Podszedł do pomnika. Włożył lufę pistoletu w usta i nacisnął spust. Odgłos wystrzału zniknął w szumie deszczu, który jeszcze długo wypłukiwał resztki mózgu z roztrzaskanej czaszki.